wtorek, 11 czerwca 2013

Prolog

Kolejny raz zaciągnąłem się papierosowym dymem mającym na celu mnie uspokoić, po czym wypuściłem jego pozostałości nosem i puściłem niedopałek pozwalając mu spaść na ulicę. Z rękami w kieszeniach jasnych dżinsów rozgniotłem go butem, przemieniając w drobny mak. Przez chwilę patrzyłem na to co z niego zostało zdając sobie sprawę, iż to już drugi dzisiejszego ranka. Zazwyczaj nie palę. Robię to okazjonalnie, kiedy jestem w gronie palących przyjaciół, lub kiedy nie mam co ze sobą zrobić. Jednak dziś odczuwałem dziwną pustkę, która nie dawała o sobie zapomnieć, zupełnie jakby chciała mi coś przekazać. Lub doprowadzić do szaleństwa.
            Krzywo się uśmiechnąłem, zaczynając iść w stronę niedomkniętych drzwi prowadzących do budynku. Wyszedłem tylnym wejściem przeznaczonym dla pracowników, gdyż tylko na zapleczu mogłem czuć się prywatnie. W środku czeka na mnie zgraja ochroniarzy, menedżerów, sekretarek i facetów od dźwięku. Z kolei przy głównym wejściu zastałbym chordę fanów liczących na autograf czy zdjęcie z moją osobą. Kocham ich, są dla mnie kimś więcej niż ludźmi podziwiającymi moją osobę, to oni sprawiają, że wierzę w siebie, ale dziś nie mam najmniejszej ochoty na rozmowy z nimi, podczas gdy ja mógłbym dać im co najwyżej sztuczny uśmiech.
            Od kilku dni mam ponury humor, nic mnie nie cieszy. Wszystko wydaje się jakby szare, nie warte uwagi. Dni są monotonne, choć pełne wrażeń. Jednak one dają radość na chwilę, później znów odczuwam tę dziwną pustkę. Kumple mówią, że powinienem się zabawić, ale czy ja nie robię tego codziennie? Czy podrywanie fanek, chodzenie na imprezy i kręcenie reklam to nie zabawa? Co prawda jest to moja praca, ale zawsze odczuwałem radość z wykonywania jej. A teraz? Praktycznie w ogóle mnie ona nie interesuje, jest mi obojętne gdzie dam kolejny koncert, z kim wystąpię w programie rozrywkowym, jak będzie mieć na imię kolejna OLLG.
            Nie potrafię się do tego w pełni przyznać, ale chyba odczuwam tęsknotę za pewną dziewczyną. Za jej szerokim uśmiechem pełnym radości z życia, za brązowymi lokami opatulającymi jej twarz. Za pocałunkami napełnionymi szczęściem i wiśniową szminką. Za imieniem, które przywołuje wspomnienia. Za Seleną. Najdziwniejsze jest to, że w jednej chwili o niej myślę, a w drugiej nie chcę tego robić. Bo wiem, iż mimo wszystkich wspaniałych spędzonych ze sobą chwil, i tego co nas łączyło, nie chciałbym się związać z nią ponownie. Bo w głębi serca czuję, że ona nie jest tą właściwą.
            Dotarłem na czwarte piętro budynku, gdzie mieści się studio nagraniowe, jakie jest celem mojej wizyty w wytwórni i wszedłem do pomieszczenia, w którym na białej, skurzanej kanapie rozłożył się mój menedżer, Scooter. Z powrotem włożyłem ręce do przednich kieszeni dżinsów, po czym głośno odchrząknąłem. Mężczyzna odwrócił się, przybierając na twarz uśmiech.
- Justin. Nareszcie jesteś. Mamy wiele spraw do obgadania, na przykład to, jak…
- Nie.
- …zaprezentujesz się u Tiffany... – przerwał marszcząc brwi, gdy dotarło do niego co powiedziałem. – Co nie?
- Na dzisiaj mam dość – powiedziałem opierając się o szklaną ścianę. – Robię sobie wolne. Nie mam siły na nic. A tym bardziej na obgadywanie jakichś bzdet.
- Co? – oniemiał – wywiad w tym show był planowany przez dwa miesiące, już praktycznie wszystko gotowe, trzeba tylko omówić ostatnie szczegóły.
- Więc zrobisz to sam, dobrze? – widząc że chce dodać coś jeszcze, westchnąłem. – Scoot, proszę. Naprawdę nie mam na to ochoty, ani nawet sił.
- No dobra, chyba mogę zrobić to sam...
- Dzięki – powiedziałem, z zamiarem wyjścia z pomieszczenia.
            Już otwierałem drzwi, chcąc przez nie wyjść, lecz odwróciłem się na dźwięk głosu przyjaciela.
- Justin?
- Hm? – mruknąłem.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
-Tak, dzięki – odpowiedziałem, by następnie zamknąć za sobą drzwi zostawiając głuchy pomruk.


            Na początku chciałem opuścić budynek i znaleźć się jak najszybciej w swoim mieszkaniu, gdzie panowała spokojna atmosfera ciszy, lecz odczuwając duszące pragnienie spożycia gorącej, mocnej kawy postanowiłem zmienić kierunek celu, i ruszyłem do swojej ulubionej kawiarni. Z dziwną ekscytacją wszedłem do środka, zastanawiając się gdzie usiąść. Wszystkie miejsca były zajęte, a w moim sercu narastało coś dziwnego, co mógłbym nazwać bańką mydlaną, która właśnie prysła, rozbijając szklane wspomnienia na rzecz nowego rozdziału w moim życiu. W końcu ruszyłem w stronę najbardziej oddalonego stolika, skąd patrzyły na mnie piękne, jasnobrązowe oczy. 


---------------------------------------------------------------------------------


Bardzo Was proszę o komentarze, dla was to tylko chwila. 

Prolog jest trochę nudny, ale zapewniam, że w rozdziałach akcja się rozwinie ;)
Mój twitter: @cherller