Kolejny
raz zaciągnąłem się papierosowym dymem mającym na celu mnie uspokoić, po czym
wypuściłem jego pozostałości nosem i puściłem niedopałek pozwalając mu spaść na
ulicę. Z rękami w kieszeniach jasnych dżinsów rozgniotłem go butem,
przemieniając w drobny mak. Przez chwilę patrzyłem na to co z niego zostało
zdając sobie sprawę, iż to już drugi dzisiejszego ranka. Zazwyczaj nie palę.
Robię to okazjonalnie, kiedy jestem w gronie palących przyjaciół, lub kiedy nie
mam co ze sobą zrobić. Jednak dziś odczuwałem dziwną pustkę, która nie dawała o
sobie zapomnieć, zupełnie jakby chciała mi coś przekazać. Lub doprowadzić do
szaleństwa.
Krzywo się uśmiechnąłem, zaczynając
iść w stronę niedomkniętych drzwi prowadzących do budynku. Wyszedłem tylnym
wejściem przeznaczonym dla pracowników, gdyż tylko na zapleczu mogłem czuć się
prywatnie. W środku czeka na mnie zgraja ochroniarzy, menedżerów, sekretarek i
facetów od dźwięku. Z kolei przy głównym wejściu zastałbym chordę fanów
liczących na autograf czy zdjęcie z moją osobą. Kocham ich, są dla mnie kimś
więcej niż ludźmi podziwiającymi moją osobę, to oni sprawiają, że wierzę w
siebie, ale dziś nie mam najmniejszej ochoty na rozmowy z nimi, podczas gdy ja
mógłbym dać im co najwyżej sztuczny uśmiech.
Od kilku dni mam ponury humor, nic
mnie nie cieszy. Wszystko wydaje się jakby szare, nie warte uwagi. Dni są
monotonne, choć pełne wrażeń. Jednak one dają radość na chwilę, później znów
odczuwam tę dziwną pustkę. Kumple mówią, że powinienem się zabawić, ale czy ja
nie robię tego codziennie? Czy podrywanie fanek, chodzenie na imprezy i
kręcenie reklam to nie zabawa? Co prawda jest to moja praca, ale zawsze
odczuwałem radość z wykonywania jej. A teraz? Praktycznie w ogóle mnie ona nie
interesuje, jest mi obojętne gdzie dam kolejny koncert, z kim wystąpię w
programie rozrywkowym, jak będzie mieć na imię kolejna OLLG.
Nie potrafię się do tego w pełni
przyznać, ale chyba odczuwam tęsknotę za pewną dziewczyną. Za jej szerokim
uśmiechem pełnym radości z życia, za brązowymi lokami opatulającymi jej twarz.
Za pocałunkami napełnionymi szczęściem i wiśniową szminką. Za imieniem, które
przywołuje wspomnienia. Za Seleną. Najdziwniejsze jest to, że w jednej chwili o
niej myślę, a w drugiej nie chcę tego robić. Bo wiem, iż mimo wszystkich
wspaniałych spędzonych ze sobą chwil, i tego co nas łączyło, nie chciałbym się
związać z nią ponownie. Bo w głębi serca czuję, że ona nie jest tą właściwą.
Dotarłem na czwarte piętro budynku,
gdzie mieści się studio nagraniowe, jakie jest celem mojej wizyty w wytwórni i
wszedłem do pomieszczenia, w którym na białej, skurzanej kanapie rozłożył się
mój menedżer, Scooter. Z powrotem włożyłem ręce do przednich kieszeni dżinsów,
po czym głośno odchrząknąłem. Mężczyzna odwrócił się, przybierając na twarz
uśmiech.
-
Justin. Nareszcie jesteś. Mamy wiele spraw do obgadania, na przykład to, jak…
-
Nie.
-
…zaprezentujesz się u Tiffany... – przerwał marszcząc brwi, gdy dotarło do
niego co powiedziałem. – Co nie?
-
Na dzisiaj mam dość – powiedziałem opierając się o szklaną ścianę. – Robię
sobie wolne. Nie mam siły na nic. A tym bardziej na obgadywanie jakichś bzdet.
-
Co? – oniemiał – wywiad w tym show był planowany przez dwa miesiące, już
praktycznie wszystko gotowe, trzeba tylko omówić ostatnie szczegóły.
-
Więc zrobisz to sam, dobrze? – widząc że chce dodać coś jeszcze, westchnąłem. –
Scoot, proszę. Naprawdę nie mam na to ochoty, ani nawet sił.
-
No dobra, chyba mogę zrobić to sam...
-
Dzięki – powiedziałem, z zamiarem wyjścia z pomieszczenia.
Już otwierałem drzwi, chcąc przez
nie wyjść, lecz odwróciłem się na dźwięk głosu przyjaciela.
-
Justin?
-
Hm? – mruknąłem.
-
Wszystko w porządku? – zapytał.
-Tak,
dzięki – odpowiedziałem, by następnie zamknąć za sobą drzwi zostawiając głuchy
pomruk.
Na początku chciałem opuścić budynek
i znaleźć się jak najszybciej w swoim mieszkaniu, gdzie panowała spokojna
atmosfera ciszy, lecz odczuwając duszące pragnienie spożycia gorącej, mocnej
kawy postanowiłem zmienić kierunek celu, i ruszyłem do swojej ulubionej
kawiarni. Z dziwną ekscytacją wszedłem do środka, zastanawiając się gdzie
usiąść. Wszystkie miejsca były zajęte, a w moim sercu narastało coś dziwnego,
co mógłbym nazwać bańką mydlaną, która właśnie prysła, rozbijając szklane
wspomnienia na rzecz nowego rozdziału w moim życiu. W końcu ruszyłem w stronę
najbardziej oddalonego stolika, skąd patrzyły na mnie piękne, jasnobrązowe
oczy.
---------------------------------------------------------------------------------
Bardzo Was proszę o komentarze, dla was to tylko chwila.
Prolog jest trochę nudny, ale zapewniam, że w rozdziałach akcja się rozwinie ;)
Mój twitter: @cherller